))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

piątek, 29 września 2017

Olga Tokarczuk, typ podłego zaprzańca

Olga Tokarczuk, typ podłego zaprzańca
 
Ogromnie mocno reklamowana przez „żydowską gazetę dla Polaków” (termin autorstwa red. S. Michalkiewicza) -„Gazetę Wyborczą” Olga Tokarczuk „popisała się” w 2015 roku wybrykiem prawdziwie jadowitego antypolonizmu. Napisała: Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”. Jak z tego widać O. Tokarczuk w swej nienawiści do narodu wśród którego żyje, wymyśla banialuki, całkowicie sprzeczne z prawdą historyczna. Próbowała podważyć fakt niebywałej tolerancji w Polsce, powszechnie docenianej przez stulecia w całej Europie., Przypuszczalnie robi to w wyniku swej żałosnej niewiedzy historycznej. Choć trochę żal mi marnować czas na polemikę z majaczeniami p. Tokarczuk pozwolę sobie choć skrótowo przypomnieć tej ignorantce kilka podstawowych faktów.
 
O polskiej tolerancji

Dość przypomnieć, że przez kilka stuleci Polska była jedynym schronieniem dla Żydów, uciekających od prześladowań z całej Europy. Stąd w XVIII – wiecznej Wielkiej Encyklopedii Francuskiej, redagowanej skądinąd przez ludzi nieprzychylnych Polsce, nazwano nasz kraj „rajem dla Żydów”. W monumentalnym dziele żydowskiego historyka Barnetta Litvinoffa „The Burning Bush. Antisemitism and World History”, (London 1988, s. 92) czytamy ,że : „Prawdopodobnie Polska ocaliła Żydów przed wytępieniem, ocaliła od zupełnego zaniku”. (Podkr.- J.R.N.) . Oskarżenia Polaków o rzekomy tradycyjny „antysemityzm” przeczą historycznym faktom, które niegdyś przyznawali nawet zajadli wrogowie Polski. Np. twórca potęgi militarnej Prus feldmarszałek Helmut von Moltke pisał w XIX wieku, że „Przez długi przeciąg czasu przewyższała Polska wszystkie inne kraje swoją tolerancją (...) Pierwsi Żydzi, którzy tu osiedli, byli wygnańcami z Czech i Niemiec. W roku 1096 schronili się do Polski, gdzie wówczas daleko większa tolerancja panowała niż we wszystkich państwach Europy”. (Por. H. von Moltke : „O Polsce”, tł. Gustaw Karpeles, Lipsk 1885, ss.30,43).
Na tle ogromnej części innych krajów europejskich, w których Żydów prześladowano, lub z których ich wypędzano, Polska wyróżniała się jako ich wyjątkowo bezpieczne schronienie, a także jako kraj, który zapewnił im ogromną autonomię i nieograniczone możliwości rozwoju. Według obliczeń prof. Iwo C. Pogonowskiego pomiędzy 1340 r. i 1772 r. ludność żydowska w Polsce wzrosła 75 - krotnie, z ok.10 tysięcy osób do ponad 750 tysięcy osób. Słynny żydowski myśliciel, rabin krakowski Mojżesz Isserless pisał : „Jeśliby Bóg nie dał nam tego kraju (tj.Polski) jako schronienia los Żydów byłby nie do zniesienia”.(Cyt. za Bernard Weinryb: „The Jews of Poland. A Social Economic History of the Jewish Community in Poland from 1100 to 1800”, Philadelphia 1972,s.166) W ówczesnej Europie popularne było powiedzenie, że Polska jest „rajem dla Żydów” (paradisus Judeorum) - tak nazywano też Polskę w słynnej XVIII -wiecznej „Wielkiej Encyklopedii Francuskiej”. Najsłynniejszy XIX-wieczny historyk żydowski Heinrich Graetz pisał w swej monumentalnej „Historii Żydów”:
„Ku Polsce jako pewnemu schronieniu zwracały się oczy Żydów prześladowanych w innych krajach (...) Polska, która w wieku szesnastym, dzięki unii z Litwą, stała się za panowania synów Kazimierza IV wielkim mocarstwem, była (...) schronieniem dla wszystkich banitów, prześladowanych i szczutych (...) Okoliczności złożyły się podówczas w ten sposób, że Żydzi polscy mogli poniekąd utworzyć własne państwo w państwie”. (Por. H. Graetz: „Historia Żydów”, Warszawa 1929,, t.VII,s. 156, t.VIII,ss. 315, 322.)
Emil Byk, poseł do wiedeńskiej Rady Państwa, a od 1898 r. prezydent gminy izraelskiej (kahału) we Lwowie, powiedział w przemówieniu z okazji poświęcenia nowego gmachu lwowskiej gminy w październiku 1889 r. do tysięcy współwyznawców : „Było nam dobrze w Polsce, jak długo i Polsce było dobrze, i rozumiemy też pisarzy owych czasów, którzy pisali: „Polonia judeorum paradisus”. (Polska jest rajem Żydów”-JRN),. Cyt. za Wilhelm Feldman : „Stronnictwa i programy polityczne w Galicji 1846-1906”, Kraków 1907,ss. 295-296).
 
Znaczenie Polski jako wyjątkowo bezpiecznego schronienia dla Żydów, kraju niebywałego rozkwitu ich religii i życia umysłowego - właśnie dzięki unikalnej w ówczesnym świecie polskiej tolerancji - było i jest absolutnym pewnikiem dla wszystkich uczciwych intelektualnie autorów żydowskiego pochodzenia. By przypomnieć choćby tak wymowne stwierdzenia pisarza Adolfa Rudnickiego w książce ‘Teatr zawsze grany” : „Od stuleci świat sprowadzał z Polski rabinów, filozofów, kaznodziejów, kantorów. Prawdziwe żydostwo żyło w Polsce, Polska była jego Ziemią Obiecaną”. Głośny angielski historyk pochodzenia żydowskiego Anthony Polonszky, dyrektor Instytutu Sudów Polsko-Żydowskich w Oxfordzie, pisał wręcz, że status, jakim cieszyli się Żydzi w Polsce był „unikalny w skali europejskiej”. (Por. „Patrząc na wspólna przeszłość. Rozmowa z prof. Anthonym Polonszkym”, przeprowadzona przez Andrzeja Gorzałę”, „Więź” 1988, nr 7-8,s.226). Współczesny amerykański myśliciel żydowski rabin Byron L. Shervin stwierdził, że w Polsce „ w XVI i w XVII wieku naród żydowski został dowartościowany - nie był obciążony koniecznością zachowywania się jak gość w obcym domu, który musi dostosowywać sie do życia gospodarza (...) Gdzież indziej jak nie w Polsce. Żydzi mogli przez tak wiele pokoleń swobodnie rozwijać, utrzymywać i kultywować swoje własne dziedzictwo”. (Por. B. L. Sherwin: „Duchowe dziedzictwo Żydów polskich”, Warszawa 1995,ss. 53, 54.). Podobne oceny można znaleźć w wielu innych znaczących książkach autorów żydowskich, m.in. w monumentalnym dziele Leona Poliakowa „L’histoire d’antisemitisme”,( t.II, Paris, 1961 i t.III, Paris, 1968), w książce L.Halevi „A history of Jews”, R. N. Berneheima „Histoire Juive”, F.M.Schweitzera: „A History of the Jews. Since the First Century AD”, Howarda Fasta: “Jews – Story of People”.(1968).
Na koniec tych wyliczeń przypomnę tekst współczesnego żydowskiego autora z Izraela Michaela Cohena: „Dwa powstania, jeden los. List z Tel Avivu, „Rzeczpospolita. .Plus-Minus” z 31 lipca 2004 r. Pisał on m.in.: „Na korzyść polskiego narodu i kolejnych kłamców przemawia fakt, że - poczynając od XV wieku - przez cały okres istnienia suwerennego polskiego państwa, tzn. do rozbiorów, stosunek do Żydów, tak przecież odmiennych pod względem kultury i religii, był z reguły dość liberalny, Żydom przyznawano prawa obywatelskie”.
 
O innych kłamstwach O. Tokarczuk

Infantylna Olga Tokarczuk w swej niewiedzy o historii mocno nałgała - Polacy nigdy nie byli kolonizatorami. Nie było u nas też niewolników poza 10 wiekiem, kiedy rzeczywiście byli u nas niewolnicy. Byli to jednak chrześcijańscy niewolnicy Żydów, którzy nimi handlowali, wywożąc do żydowskiego centrum handlu chrześcijańskimi niewolnikami - czeskiej Pragi. Stamtąd chrześcijańskich niewolników po wykastrowaniu na przestoju w Wenecji wysyłano na dalszy handel do rządzących Hiszpanią Arabów. Ciągle zbyt mało znany jest fakt, że pobyt Świętego Wojciecha w Polsce dość paradoksalnie zawdzięczamy żydowskim handlarzom niewolników w Czechach. Jak to się stało? W Pradze czeskiej było wówczas główne centrum żydowskiego handlu niewolnikami chrześcijańskimi w Europie Środkowej. Biskup Pragi Święty Wojciech wystąpił bardzo ostro przeciw temu procederowi. A wówczas żydowscy handlarze niewolników dali dużą łapóweczkę dla rządzącego Czechami księcia Bolesława II z rodu Przemyślidów i Święty Wojciech musiał uciekać do Polski. Warto przypomnieć, że Świętego Wojciecha uwieczniono na drzwiach katedry gnieźnieńskiej w scenie, jak wykupywał chrześcijańskich niewolników od żydowskiego handlarza niewolnikami.
W odróżnieniu od innych krajów Europy Żydzi w Polsce nie byli mordowani, lecz przeciwnie korzystali z nadmiernych przywilejów wyłudzonych od naiwnych polskich władców. Te nadmierne przywileje dla Żydów były po stuleciach ostro krytykowane także przez uczciwych historyków żydowskich, choćby Ignacego Schipera w książce „Dzieje Żydów w Polsce oraz przegląd ich kultury duchowej” (1926 r., zob. szerzej mój tekst : Rozbić fałszywe mity o historii stosunków polsko-żydowskich, „Magna Polonia”, nr 4 , z czerwca 2017 r.,ss. 10- 11.).
W kontekście nadmiernych przywilejów żydowskich warto też przytoczyć opinię Aleksandra Kraushara (1843 - 1931), jednej z najciekawszych postaci żydowskiej inteligencji, w dobie Powstania Styczniowego aktywnie uczestniczącego w tajnych polskich działaniach niepodległościowych. Był on postacią bardzo wielostronną: adwokatem, historykiem (autorem bardzo cennych publikacji na temat dziejów Polski), publicystą, poetą, działaczem kulturalno-oświatowym. W swej bardzo interesującej „Historii Żydów w Polsce” (Warszawa 1865 r.) Kraushar pisał m.in.: „Przypuściwszy nawet, że pod pewnymi względami miały te przywileje swoją dobrą stronę - to już tym samym, że żadnych Żydom względem kraju i mieszkańców nie przypisywały obowiązków, że sankcjonowały ich odrębność kastową - mogły wydać i wydawały wcale niekorzystne dla kraju rezultaty. Rozszerzając koło zajęć ludności żydowskiej na drodze interesów pieniężnych i drobnego handlu, nie wdrażały ich wcale do obywatelskich obowiązków, nie określały ich stanowiska do innych mieszkańców (...) nIe tworzyli w narodzie stanu, nie weszli w skład mieszczaństwa,, nie złączyli się z ludem wiejskim, ale stworzyli odrębną cudzoziemską korporacje handlarzy, słowem, nie uważali się sami, ani też nie byli uważani jako obywatele nowej siedziby, nowej ojczyzny”.
Najfatalniejszym błędem władców polskich w tej sferze było przyznanie Żydom w ramach przywileju kaliskiego (1264 r.) własnego sądownictwa, które całkowicie znalazło się w rękach rabinów. Warto przytoczyć w tym kontekście opinię jednego z najwybitniejszych intelektualistów żydowskich pierwszych dziesięcioleci XX stulecia Ignacego Schipera. Był to historyk, jeden z twórców nowoczesnej historiografii polskich Żydów, działacz polityczny, czołowa postać inteligencji żydowskiej dwudziestolecia międzywojennego, poseł na Sejm Ustawodawczy i Sejm I kadencji. I właśnie Schiper w wydanej w 1926 roku książce pisał wprost : „Przywilej kaliski z 1264 r. o własnym sądownictwie żydowskim wywarł niekorzystny wpływ w późniejszych czasach na stosunki społeczne i oświatowe Żydów w Polsce. Żydzi zamknęli się we własnym środowisku (...) Przyznanie Żydom przywilejów własnego sądownictwa osłabiło w nich jeszcze więcej zajmowanie się kulturą krajową, co odosobniło ich jeszcze bardziej od reszty społeczeństwa i oddało ich pod wyłączną władzę rabinów. Ci byli p[po największej części przeciwnikami ogólnej oświaty i baczyli, żeby Żydzi nie oddawali się naukom świeckim (...)- Żydzi byli zupełnie zależni od rabinów, którzy nie pozwolili Żydom obcować z innowiercami”. (Por.N. Schiper : „Dzieje Żydów w Polsce oraz przegląd ich kultury duchowej”, 1926 r.)
Sądy rabinackie skazywały Żydów przechodzących na chrześcijaństwo na śmierć, powodując ich natychmiastowe mordowanie
Szczególnie fatalne skutki przyniosło przyznanie w Polsce nieograniczonych kompetencji sądów rabinackich wobec Żydów. Sądy te faktycznie uzyskały pełną władzę sądową, łącznie z wydawaniem wyroków śmierci. Polscy Żydzi przestrzegali przy tym zasady, aby sprawy pomiędzy nimi były rozstrzygane wyłącznie przez sądy żydowskie .Żydowi, który złamałby tę zasadę i poszedłby ze sprawą do sądu polskiego groziłoby wyklęcie przez ogół żydowskich współwyznawców (straszna klątwa - cherem) i w skutek tego narażenie się na utratę życia. Pozostawienie polskich Żydów pod niekontrolowaną władzą rabinów, zwłaszcza sądowniczą, wraz z prawem rabinów do wymierzania kary śmierci, sprzyjało utrwalaniu tendencji skrajnie zachowawczych i blokowaniu dostępu do nowych idei. Bezlitośnie rozprawiano się z jakąkolwiek próbą wyemancypowania się czy odejścia spod władzy rabinów. Sądy rabinackie niejednokrotnie wykorzystywały swe uprawnienia do karania śmiercią, i to okrutną. (np. przez gotowanie we wrzątku w łaźniach, czy poprzez zachłostanie) wszelkich heretyków, czy odstępców od wiary mojżeszowej i konwertytów na katolicyzm. Wybitny historyk izraelski profesor Jakub Goldberg (doktor honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego) zamieścił w książce „Converted Jews in Polish Coimmonwealth” wstrząsającą relację Żyda - konwertyty C. Abrahamowicza (spisaną 29 czerwca 1791 r.) i złożoną w klasztorze bernardyńskim. Żyd opisywał jak niemal cudem uszedł z życiem z rąk znęcających się nad nim członków kahału, chcących go ukarać śmiercią za przejście na katolicyzm. Żyd został uratowany tylko dzięki stanowczej interwencji przejeżdżającego obok polskiego szlachcica.
Widzimy tu prawdziwie szokujący paradoks. Rzeczpospolita Obojga Narodów była bezkonkurencyjnie najbardziej tolerancyjnym krajem w Europie. A równocześnie przez głupotę i lekkomyślność polskich królów dopuszczono do powstania w tym tak tolerancyjnym kraju separatystycznych żydowskich enklaw fanatyzmu, nietolerancji i ciemnoty. Enklaw, gdzie fanatyczni rabini mogli bez przeszkód ze strony państwa polskiego mordować Żydów przechodzących na katolicyzm. Krew wrze we mnie na samą myśl o tym. Jak pisał cytowany już znakomity profesor izraelski Izrael Shahak (op.cit.,s.s.28-29): W Rosji carskiej „zabicie Żyda z wyroku rabina było bardzo trudne, podczas gdy w Polsce przed rokiem 1795 czyn taki należał do dziecinnie prostych”.
Wielki historyk żydowski H. Graetz o wyjątkowo silnej skłonności Żydów polskich do krętactwa
 
Żyjący w Niemczech żydowski historyk Heinrich Graetz był niepodważalnie największym historykiem żydowskim XIX wieku. W tak podstawowym dziele jak „Słownik Judaistyczny” pisano o Graetzu m.in.: „twórca nowoczesnej żydowskiej”. O jego głównym dziele „Historii Żydów” pisano zaś w tymże „Słowniku Judaistycznym”, iż: „Była ona najpoczytniejszym dziełem historiografii żydowskiej XIX i początków XX w. Ukazywało się ono w licznych tłumaczeniach i w różnych wersjach; odegrało ważną rolę w sferze budzenia świadomości, także wśród Żydów polskich”. (Por.: „Słownik Judaistyczny” (oprac. Zofia Borzymińska i Rafał Żebrowski), ,Warszawa 2013,t.I,ss.513-514).
 
Tym bardziej warto więc zacytować to, co ten wielki autorytet żydowski napisał o Żydach polskich w XVIII wieku w swej znakomitej „Historii Żydów”: „Krętactwo, sztuczki adwokackie, przemądrzałość i i pochopność do odsądzania od wartości wszystkiego, co leżało poza horyzontem ich myśli, oto cechy charakteru ówczesnych Żydów (... ) Rzetelność i prawość nie wiedzieć gdzie się u wielu podziały (...)Tłum przyswoił sobie tę krętą dialektykę szkół talmudycznych i posługiwał się nią do wyprowadzenia w pole mniej sprytnych osobników. Co prawda, trudno było zażyć z mańki kutych na cztery nogi współwyznawców, ale świat nieżydowski, z którym obcowali, poznał ku swej szkodzie tę przewagę pomysłowego ducha Żydów polskich” .(Por. H. Graetz: „Historia Żydów”, Warszawa 1929 ,t.VIII,ss.366-367). Graetz ostro potępił Żydów polskich za „oszukiwanie i krzywdzenie innowierców”.(Tamże, s. 367).Ciekawe, że żydowskim krętaczom zawdzięczamy wzbogacenie języka polskiego o wywodzące sie od nich słowo „machlojka” („Machlojkes” w jidysz) jako „synonim kantów u władzy” .(Por. Stefan Bratkowski: „Pod wsólnym niebem”, Warszawa 2001, s. 37).
 
Jak widać ta wielka skłonność Żydów polskich do krętactwa utrzymała się do dziś w oryginalnym stanie, nienaruszonym przez stulecia. Dość przypomnieć niebywałe kłamstwa takich współczesnych Żydów polskich jak Adam Michnik, Bronisław Geremek, Dawid Gebert (Warszawski) czy Paweł Śpiewak. Przypuszczalnie niezbyt oczytany w historii prezydent A. Duda nie zapoznał się i z tym dziełem świetnego historyka żydowskiego. A szkoda- może byłby bardziej krytyczny wobec tak hołubionego przez niego współczesnego super krętacza żydowskiego - Szewacha Weissa.
 
Odwiedzający Polskę cudzoziemcy o oszustwach i szalbierstwach polskich Żydów
 
Podobne jak H. Graetz opinie o krętactwach i szalbierstwach polskich Żydów mieli rozliczni cudzoziemcy odwiedzający Polskę w XVII i XVIII wieku. Oto parę typowych świadectw .Poseł wenecki do króla Zygmunta III Pietro Duodo pisał : „Dlatego, że szlachta wstydzi się handlu, wieśniacy zbyt ciemni i uciśnieni, mieszczanie zbyt leniwi, cały handel polski jest w ręku żydowskim. Okrywają ich panowie swą powagą, bo mają z nich dochody, okrywa i rząd, bo w potrzebie znaczne sumy wyciskać z nich może. Nikt nie uważa, że Żydzi nawzajem i panów i chłopów zdzierają”. (Cyt. za: „Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie”, wybrał i opracował Jan Gintel, Tom I, s.183). Zwiedzający Polskę w XVIII wieku wysoki urzędnik angielski Nathaniel William Wraxall pisał: „Warszawę zalewa żydostwo, stanowiące poważną część stolicy; noszą swoje charakterystyczne stroje i wiodą niepewną egzystencję, trudniąc się szalbierstwem”. (Por. N. W. Wraxall: „Wspomnienia z Polski” w książce „ „Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców”, Warszawa 1963, tom I, s.494). XVIII- wieczny lekarz niemiecki J. J. Kausch pisał: „Po polskich Żydach, którzy są chyba najnędzniejszymi spośród wszystkich Żydów europejskich wspomnę tylko, że państwo polskie mogłoby ich przekształcić na pożytecznych mieszczan (...) żydowskich włóczęgów, których wszędzie pełno ,należałoby osadzić w nowych holenderskich (koloniach wiejskich), a wszystkim ubogim Żydom zabronić handlu. Utrudniają oni porządnym kupcom wydźwignięcie się, ponieważ ich główny interes polega na oszustwie. (Podkr.- JRN) W Polsce rachują Żydów ponad sześćset tysięcy, sadzę jednak, ,że będzie ich około miliona, albowiem z powodu pogłównego starają się na wszelkie sposoby podawać wszędzie liczbę mniejsza niż w rzeczywistości”. Zgodne opinie o nagminnych skłonnościach polskich Żydów do wszelkiego typu szalbierstw tłumaczą, dlaczego spotykali sie oni z taką niechęcia w środowiskach mieszczan polskich, m.in. słynnego J. Dekerta, przywódcy mieszczan warszawskich ). Tym bardziej groteskowe są próby oskarżania polskich mieszczan, broniących się przed szalbierstwami Żydów, o rzekomy antysemityzm, jak to robili niektórzy historycy żydowscy.
Ksiądz Hubert. Vautrin tak określił specyficzną rolę Żydów w Polsce: „Dziesiąta część ludności (Polski - JRN) stanowią Żydzi; są niby olbrzymia pijawka, która przywarła swym wygłodniałym ciałem do wszystkich członków organizmu społecznego i wysysa zeń najczystszą krew, nie dając nic w zamian (Podkr.- JRN), pochłania ona w naturze lub pieniądzach wszystko, co kraj wytwarza, proporcjonalnie do możności swego gatunkuj, gromadząc pieniądze, jedyne, co jej wolno posiadać, hamuje obieg gotówki, rujnuje obywateli lichwą. Jedynym pożytkiem, jaki przynoszą Żydzi jest faktorstwo na rzecz cudzoziemskich kupców, przez których wywożą część pieniędzy za granicę. Rozmnażają się, przyczyniając się do zmniejszenia liczby ludności tubylczej (...) Żydzi w Polsce sa większymi oszustami niż gdzie indziej, maja bowiem więcej okazji do szalbierstw, jako że spotyka się ich w różnych zawodach, oni jedynie uprawiają handel i rzemiosło, oszukując przy tym bez skrupułów” (Por. H. Vautrin: „Obserwator w Polsce” w książce „Polska stanisławowska...op. cit., t. I, ss. 714,814)
 
Czytając tak ostre osądy zachowań Żydów wobec polskiej ludności pamiętajmy, że winę za to ponosili nie tylko Żydzi, ale także i Polacy, że przez skrajną naiwność pozwalali sobie na tak nikczemne oszukiwanie ich przez żydowskich szalbierzy. Nasuwa się mocne pytanie: dlaczego Kościół katolicki w Polsce tolerował te żydowskie szalbierstwa i nie zrobił dosłownie nic dla położenia im kresu? Rozliczne świadectwa cudzoziemców o niebywale wielkim ucisku chłopów polskich przez Żydów
 
Pozostało bardzo wiele świadectw odwiedzających Polskę w XVII i XVIII wieku o ogromnym ucisku chłopów polskich przez Żydów. Słynny uczony niemiecki Georg Forster pisał : „Żydzi są zgubą kraju (...) Żydzi rujnują chłopów, sprzedają im na kredyt wódką, niszczą zdrowie całych pokoleń. Nędznym, niewypieczonym chlebem zwabiają dzieci wiejskie do swych szynków i dają im do picia wódkę, aby ich od młodości przyzwyczajać. Nieludzkie brudy Żydów”. (Por. Georg Forster : „Dziennik podróży po Polsce” w książce „Polska stanisławowska...op. cit., t.II, ss. 44 i 69 ),
Ciekawe, co myślą współcześni Żydzi polscy czytający tak jednoznaczne i jednorodne opinie cudzoziemców odwiedzających Polskę w XVII i XVIII wieku o pasożytniczym i eksploatującym chłopów polskich trybie życia ówczesnych Żydów. Czy stać ich na choćby odrobinę samokrytyki, a nawet pokory, za taką przeszłość polskich Żydów?! A swoją drogą jakże żal naiwnych Polaków, którzy przez stulecia dają się tak łatwo oszukiwać różnym przybyszom z zagranicy.
 
Na portalu Forum Żydów Polskich krytycznie o antypolskich uogólnieniach Olgi Tokarczuk
Na koniec przypomnę, że infantylną wypowiedź O. Tokarczuk skrytykował nawet redaktor działu Judaizm w Forum Żydów Polskich Paweł Jędrzejewski, pisząc na portalu tego Forum w dniu 15 października 2015 r. m.in.: „Podstawowym zarzutem  jest coś poważniejszego. Mam pretensję do pisarki o nonszalancję jej wypowiedzi i o postrzeganie historii Polski z zaściankowej perspektywy (...)”..Jędrzejewski stwierdził dalej, że Olga Tokarczuk, „niestety - prowokuje (podkr.-JRN) przy pomocy generalizujących, a więc w znacznym stopniu nieprawdziwych haseł”. I z tym, trzeba się na pewno zgodzić. Olga Tokarczuk jest po prostu prowokatorką, szukającą za wszelką cenę rozgłosu z pomocą bezmyślnych szokujących twierdzeń. A to, że Rada miasta Wałbrzych uhonorowała ją tytułem Zasłużona dla Miasta Wałbrzycha, pomimo sprzeciwu części radnych, to tylko świadczy jak najgorzej o tej Radzie jako uczestniczce antypolskiej „pedagogiki wstydu”.
( Tekst przygotowany w związku z moim wykładem w Kudowie Zdrój, mieście, w którym mieszka Olga Tokarczuk, w dniu 30 września 2017 r.)

poniedziałek, 25 września 2017

Minęło parę tygodni (II)


Brawo Viktor Orbán!

Premier Węgier Viktor Orbán podczas spotkania z polską premier Beatą Szydło w dniu 22 września    2017 r. wystąpił z   jednoznacznym , bardzo mocnym poparciem polityki Polski. Zaakcentował m.in.: „Mniej Brukseli, więcej państw narodowych! (Podkr.-JRN).  Orbán potępił próby inkwizycji politycznej (podkr.-JRN) wobec Polski ze strony czołowych państw UE. Powiedział wprost :„To, co się dzieje wobec Polski w UE, to brak szacunku” i uznał, że działania UE wobec Polski są bezpodstawne. Nazwał  główne kraje Unii Europejskiej „byłymi kolonialistami” i krajami imigranckimi, mówiąc o polityce Polski i Węgier : „Nie chcemy być krajami  imigranckimi!./  i „Nie chcemy być krajami o mieszanej ludności ze zmniejszającą się rolą chrześcijaństwa ! Jednoznacznie chwaląc wspólną drogę Polski i Węgier premier Orbán stwierdził : - „Możemy powiedzieć, że Unia Europejska byłaby o wiele biedniejsza bez Polski (...) Wyniki gospodarcze Polski, to jak lokomotywa dla całej Unii”. Zaznaczył jednocześnie, że w tej dziedzinie Węgry „depczą Polsce po piętach”. Podkreślił, że Polska i Węgry miały i mają bardzo udaną współpracę gospodarczą i będą ją jeszcze rozwijać. - Rozmawialiśmy z premier Szydło o tym, że koniecznie chcielibyśmy uruchomić w następnym okresie kilka dużych polsko-węgierskich projektów. Jeżeli pozostałe kraje V4 się przyłączą, chętnie ich powitamy - powiedział Orbán. Zaznaczył, że chodzi mu o projekty o „dużej wadze ekonomicznej”. Obserwatorzy zwracali uwagę na bardzo dobrą atmosferę spotkań premiera Orbána.  z premier B. Szydło i prezesem PiS-u Jarosławem Kaczyńskim. Słynny obrońca praw mniejszości polskiej w Niemczech  mecenas Hambura określił wyrażane podczas tych spotkań bardzo mocne wyrazy solidarności polsko - węgierskiej słowami  „Duet polsko -węgierski łamie dominację niemiecką w Europie”! (Podkr.- JRN). A swoją drogą dziwne, że prezydent Duda nie zdobył się dotąd  na przyznanie Orderu Orła Białego V. Orbánowi, choć przyznał go już kilku innym politykom z zagranicy. Z czego wynika takie pomijanie premiera Viktora Orbána, najlepszego przyjaciela Polski w Europie?
   (Wszystkie czytelniczki i czytelników tego blogu zapraszam  na organizowaną przeze mnie i  red. Rafała Mossakowskiego manifestację prze Ambasadą Węgier w Warszawie, przy rogu ul. Chopina i al. Ujazdowskich w dniu 23 października w kolejną rocznicę wspaniałego Powstania Węgierskiego z 1956 r. Pragniemy, by ta manifestacja wyraziła polski hołd pamięci Powstania Węgierskiego, a zarazem była wyrazem  wielkiej dzisiejszej wspólnoty politycznej Polski i Węgier  i wyrazem naszego uznania dla przełomowych, pionierskich reform węgierskich pod egidą premiera  Viktora Orbána).

Prezydent  Czech przeciw napływowi imigrantów do Europy

Prezydent  Czech Milos Zeman nazwał masowy napływ imigrantów „zorganizowaną, spontaniczną inwazją”. Dodał : „ O współczuciu można mówić w przypadku  osób starszych i schorowanych oraz dzieci”. Stwierdził wprost, że młodzi mężczyźni z Syrii i Iraku  zamiast wyjeżdżać ze swoich krajów powinni chwycić za broń i walczyć przeciw dżihadystom. Trudno nie przyznać racji  prezydentowi  Zemanowi, widząc  rozliczne zdjęcia pokazujące  jak tłumy młodych. zdrowych byczków z Bliskiego Wschodu przedzierają sie w poszukiwaniu szmalu do krajów Europy. To żadni uchodźcy, to  po prostu lenie i naciągacze. Najbardziej groteskowe są pretensje niektórych z tych pseudouchodźców w Niemczech”. Głośno skarżą się na brak seksu i wynikły stąd ból jąder.

Senator  Waldemar Bonkowski  ostro o inwazji  imigrantów na Europę: 

Tam jest syf, kiła i mogiła

22  września 2017r. doszło do bardzo ostrego wystąpienia senatora PiS-u Waldemara Bonkowskiego przeciw inwazji  muzułmańskich imigrantów z Bliskiego Wschodu na Europę.  Senator Bonkowski powiedział: „Oni nawet nie dadzą się zintegrować, bo im religia nie pozwala na to, żeby oni się z nami integrowali. Jeśli wy mówicie, że można ich tu przyjmować, to wy w ogóle nie macie zielonego pojęcia”. Polemizując z twierdzeniami opozycji, że „PiS straszy uchodźcami” podkreślił, że co prawda istnieją nieliczne przypadki integracji uchodźców, których nikt nie neguje, ale odwiedził kraje arabskie i afrykańskie i na własne oczy zobaczył, jak wyglądają tamtejsze zwyczaje. i zaakcentował :”Jeśli ktoś mówi, że trzeba tutaj sprowadzać uchodźców - jak ktoś z Platformy, zdaje się, że pani Pomaska czy ktoś inny powiedział, że oni powinni przyjść do Polski i powinniśmy się, jak to określiła, ubogacić kulturowo - to ja bym proponował, żeby może Sejm zafundował opozycji totalitarnej wycieczkę do Egiptu, do Kairu czy do Luksoru”. Porównał to. co zobaczył w tych krajach, porównał do chlewni, zaznaczając. że nie chce obrażać polskich chlewni, bo jest w nich czysto i porządek.   A potem dorzucił szczególnie ostre słowa: „Pojedźcie sobie zobaczcie to. Ja byłem tam kilka lat temu i byłem teraz - myślałem, że coś się polepszyło, a tam jest jeszcze gorzej, jest brud, brud i brud. A nawet powiem kolokwialnie: jest syf, kiła i mogiła. Tych ludzi nie da się ucywilizować”. Dodał, że rząd PiS broni honoru Polski i Polaków.
     
A Nycz znów jątrzy
    
 Najbardziej ograniczony umysłowo z polskich hierarchów kardynał Nycz  kolejny raz  „zabłysnął” apelem o przyjecie  imigrantów w Polsce. Ten nieszczęsny duchowny, płynący pod prąd stanowisku ogromnej części Polaków , niczego nie może się nauczyć. Powtarzam  więc jeszcze raz moją dawniejszą sugestię. Niech Nycz, tak kochający muzułmańskich przybłędów, sam wreszcie weźmie do swego pałacu biskupiego z  trzydziestu z nich. A potem niech pilnie baczy, czuwając w dzień i w nocy, aby nie obrabowali mu pałacu i nie zgwałcili  gosposi i jego samego. Taki hierarcha w roli arcybiskupa w stołecznej Warszawie, to  prawdziwa obelga dla  wierzących katolików i  prezent dla ateistów !

 Znakomity wywiad J.Kaczyńskiego dla tygodnika „ w Sieci”

 W najnowszym numerze  tygodnika „w Sieci” ukazał się wywiad naczelnego redaktora wspomnianego tygodnika Jacka Karnowskiego z Jarosławem Kaczyńskim, niewątpliwie jeden z najlepszych tekstów  prezesa PiS-u w ostatnich kilku latach. Oto najważniejsze myśli zawarte w tej wypowiedzi:

Jarosław Kaczyński o reparacjach od Niemiec:

„Ważne jest to, że sprawa pojawiła się publicznie, że stanęła jako problem (...) Ja tej sprawy nie  traktuję jako beznadziejnej od strony finansowej, uważam, że mamy szanse. A ma ona także inne zalety, ponieważ jest okazją do pokazania tego, co w Polsce naprawdę się działo w czasie drugiej wojny światowej. To  jest bardzo skuteczne odwrócenie tej tendencji, która prowadziła do uznania nas za niemałże sojuszników ówczesnych Niemiec. To jst wartość sama w sobie, wielka wartość.(Podkr.-JRN) (....)
Nie ma żadnych podstaw prawnych, by Niemcy mogły nam odmówić reparacji; tu trzeba działać konsekwentnie, dzieląc całą akcję na etapy, teraz jest etap sejmowy, a więc jeszcze nie etap oficjalnego wystąpienia państwa polskiego. (…)  Nie chodzi tylko o straty wynikające z działań wojennych. Trzeba mówić o tych pociągach pełnych zrabowanych dzieł sztuki, cennych przedmiotów, ale także rzeczy mniej cennych, zwykłego dobytku Polaków. (...) Powtarzam: to będzie proces, który będzie sie rozwijał, w żadnym wypadku nie mamy zamiaru z niego zrezygnować. A do tego pozwala on na bardzo precyzyjna  identyfikację „partii niemieckiej” w Polsce, czyli ludzi, którzy odrzucają jakąkolwiek lojalność wobec  naszego państwa. Wystarczy posłuchać polityków opozycji, którzy gniewnie zwalczają postulat reparacji (...)”.
     Odpowiadając na uwagę red. Karnowskiego, że zdecydowana większość Polaków popiera postulat uzyskania reparacji, prezes PiS powiedział: „To są wskaźniki na poziomie 70 proc., a to w mojej ocenie zbyt mało. To powinno być co najmniej 95 proc. Na bardzo trafne pytanie, czy w sprawie ewentualnych  sankcji za nieprzyjmowanie imigrantów trzeba stanąć po stronie polityków europejskich i niemieckich, czy po stronie polskich władz, aż 20 proc. wskazuje na  ośrodki zagraniczne. co pokazuje poziom wykorzenienia wielu ludzi wychowanych w III Rzeczpospolitej, To są straszliwe zniszczenia moralne. To jest „dorobek” III RP, zbudowany na tym, co wcześniej robiła PRL:”/

O relacjach z prezydentem Dudą i prezydenckich wetach:

W najbliższym czasie musimy odpowiedzieć na pytanie, o działanie prezydenta; musimy wiedzieć, czy możemy iść do przodu, czy możliwe są kolejne zmiany, czy na razie więcej nie zdołamy w Polsce naprawić.

O konsultacjach z prezydentem Dudą ws. reformy wymiaru sprawiedliwości:

Pokazały, że możemy rozmawiać. Jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent.



O relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i słowach Donalda Trumpa dot. patriotyzmu Polaków:

To jest duże wyróżnienie pokazujące także, że polityka amerykańska jest bardzo Polsce przychylna. To również ma znaczenie dla pozycji Polski w układach wewnątrz europejskich, to umacnia naszą pozycję. Często słyszymy ze strony opozycji, że Polska nie powinna być +amerykańskim lotniskowcem+, bo to się kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20, 30 lat amerykańskiego wsparcia - a mam nadzieję, że znacznie więcej - to jest coś niezwykle ważnego i cennego.

 O relacjach z Unią Europejską:

Jeśli chcemy dogonić europejskie centrum i stać się krajem równouprawnionym, to musimy wytrzymać presję UE; jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy krajem peryferyjnym Wspólnoty. Jest to sytuacja trudna, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli chcemy wywalczyć sobie pełną niepodległość, jeśli chcemy w okresie stosunkowo krótkim, np. jednego pokolenia, dogonić europejskie centrum, stać się krajem realnie równouprawnionym, wyrównać nie tylko poziom PKB, lecz i poziom zasobności, to musimy mieć świadomość, że trzeba wytrzymać presję, a nawet ostrzejsze działania Ale warto to zrobić, bo innej drogi nie ma. Jeśli tego nie zrobimy, na zawsze zostaniemy krajem peryferyjnym . (...)” .( Por. wywiad J. .Karnowskiego z J. Kaczyńskim: Musimy wiedzieć, czy prezydent jest z nami, „ w sieci” z 25 września 2017 r. oraz  skrót wywiadu z Kaczyńskim  w portalu „w Polityce.pl”.)

Bardzo ważny tekst red. J. Karnowskiego, krytyczny wobec pomysłów A. Dudy
  W najnowszym numerze tygodnika „w Sieci” ukazał… się  artykuł  naczelnego redaktora  tego tygodnika   Jacka Karnowskiego, świetnie podsumowujący pomysły prezydenta A. Dudy w sprawie reformy sądownictwa. Karnowski pisał bez ogródek m.in.:
 „Z moich informacji uzyskanych od najważniejszych polityków partii rządzącej wynika, że propozycje prezydenta uważane są za nie do przyjęcia. – To blamaż legislacyjny, a do tego propozycja niekonstytucyjna – mówi mi bardzo ważny polityk PiS. Sam Jarosław Kaczyński miał określić prezydenckie ustawy jako „horrendalne rozwiązanie”. (Podkr.- JRN)
Co konkretnie nie podoba się kierownictwu PiS? Jednoznaczny sprzeciw budzi propozycja odpowiedzi na pytanie, co zrobić, jeśli w parlamencie nie uda się wybrać członków zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa większością 3/5, co jest przecież więcej niż prawdopodobne, zwłaszcza przy założeniu, że będą to osoby wyróżniające się gotowością do wprowadzania zmian, a nie nijakie lub bierne. W takiej sytuacji prezydent chce osobiście wskazywać członków KRS. W rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim miał powiedzieć: „My się jakoś dogadamy”, w domyśle co do decyzji personalnych. Taka deklaracja to jednak dla PiS coś zbyt ulotnego. Tym bardziej że chodzi o sprawę zasadniczą: które kręgi świata prawniczego będą podstawą kadrową nowego rozdania. – Nie chodzi o to, żeby wstawić do KRS „swoich”, bo „swoich” nie mamy. Sędzia pisowski to zjawisko w przyrodzie nieznane, coś jak yeti. Ale są ludzie, którzy nie boją się stawiać prawa ponad interes korporacyjny, i to na nich chcemy się oprzeć – relacjonuje debaty w kierownictwie PiS mój rozmówca.

Jest też inny problem: przyznanie prezydentowi prawa wskazywania członków KRS jest niemal na pewno niezgodne z konstytucją, która jasno i konkretnie mówi, że głowa państwa ma w tej kluczowej dla sądownictwa instytucji jednego przedstawiciela. Pozostałych członków Rady prezydent „powołuje”, a nie wybiera. Gdyby uznać, że może wskazać wszystkich członków KRS, zdaniem wielu prawników konieczna byłaby kontrasygnata premiera lub ministra sprawiedliwości, co sprowadzałoby całe rozwiązanie do absurdu. Według PiS najlepsze byłoby powierzenie wyboru członków KRS – w razie sejmowego pata – Senatowi. Mógłby on również stosować zasadę 3/5, tym bardziej że w izbie wyższej ryzyko klinczu jest minimalne.

Nie do przyjęcia są dla kierownictwa PiS również propozycje dotyczące Sądu Najwyższego. Do zaakceptowania jest jedynie rezygnacja z zasady wygaszenia całego składu SN i wprowadzenie w zamian zmian w wieku emerytalnym sędziów; taka była pierwotna koncepcja Ministerstwa Sprawiedliwości, zakładana jeszcze na etapie budowania ogólnych założeń poprzednich ustaw, zarzucona później w parlamencie. Wątpliwości budzą jednak szczegóły, które sprawiają, że swoje stanowisko zachowałaby I prezes SN Małgorzata Gersdorf. (…) Swoje miejsca pracy zachowałaby także większość sędziów SN – według wyliczeń ośrodka prezydenckiego krótko po przyjęciu ustaw odeszłoby ledwie 40 proc. sędziów. PiS ocenia, że byłoby to jeszcze mniej. W tle jest spór, jak interpretować konstytucyjne umocowanie Sądu Najwyższego. Prezydent uważa, że jest to sąd znajdujący się pod szczególną ochroną konstytucji, bo taka była intencja autorów ustawy zasadniczej. Kierownictwo PiS ma inny pogląd, wskazując, że intencją autorów konstytucji było zabezpieczenie III RP przed wszelkimi istotnymi zmianami, i konsekwentne stosowanie tego typu analizy historycznej wykluczałoby jakąkolwiek poważną reformę. Do tego konstytucja w artykule mówiącym o możliwości zmiany ustroju sądów nie wskazuje SN  jako podlegającego wyłączeniu, co oznacza, że parlament ma prawo do daleko idących zmian.
(…)
Co więcej, analizy PiS jednoznacznie wskazują, że propozycje prezydenta dają Sądowi Najwyższemu pewien zakres kontroli konstytucyjnej, co jest nie do zaakceptowania. Oznacza bowiem podważenie całej drogi polityczno-prawnej związanej z bojami wokół Trybunału Konstytucyjnego. SN mógłby wówczas stać się realizatorem i patronem tzw. rozproszonej kontroli ustaw. Nie byłoby żadnej gwarancji, że ustawy przyjęte przez parlament i podpisane przez głowę państwa nie byłyby podważane w sądach powszechnych. W rezultacie władza korporacji prawniczej zamiast zostać ograniczona, mogłaby wzrosnąć. Cały sens zmian zostałby podważony.
(…)
Jak będą wyglądały kolejne kroki większości sejmowej? – Nie chcemy wojny z prezydentem. Będziemy proponowali, by przyjął nasze projekty ustaw poprawione w tych punktach, na których mu zależy, a które są dla nas do przyjęcia – słyszę. Ale muszą to być takie ustawy, które dadzą gwarancję, że sądownictwem, a także Sądem Najwyższym, pokierują ludzie o dobrej reputacji, zdeterminowani, gotowi uzdrowić wymiar sprawiedliwości. PiS jest także gotowe zaakceptować swego rodzaju „autopoprawki” w projektach prezydenta, uwzględniające propozycje ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Oznaczałoby to jednak de facto konieczność napisania ustaw prezydenckich jeszcze raz, niemal od nowa, bo – tu znów cytat – „tego, co proponuje prezydent, punktowo poprawić się nie da”. (Podkr.-JRN).
W tle sprawy sądów są oczywiście kwestie bardziej zasadnicze, dotyczące przyszłej drogi prezydenta i całego obozu dobrej zmiany. Kierownictwo PiS zdecydowanie odrzuca polityczne uzasadnienie wet, które publicznie prezentują doradcy prezydenta Dudy. Przywoływany przez prof. Andrzeja Zybertowicza argument o zagrożeniu dobrej zmiany „wykolejeniem” w wyniku protestów opozycji uznawany jest za błędną diagnozę. – W krajach o ustabilizowanym systemie demokratycznym nawet ogromne demonstracje nie wywracają władzy. Nawet milionowe marsze nie zmieniają decyzji większości. Demonstracje poprzedzające weta do tego poziomu nawet się nie zbliżyły. W szczytowym punkcie było to maksymalnie 20–25 tys. ludzi. Dużo jak na Polskę, ale wielokrotnie za mało, by nam zagrozić – słyszę od swojego rozmówcy z PiS. A co, jeśli demonstracje przerodziłyby się w jakąś wersję polskiego Majdanu? – To też nic by nie zmieniło. Mielibyśmy miasteczko namiotowe przez dwa lub trzy tygodnie i tyle. Przy wysokim poparciu społecznym nie jest to scenariusz szczególnie groźny – słyszę.

Obóz prezydencki weta tłumaczył także groźbą znacznego pogorszenia wizerunku Polski, przyklejenia nam łatki „drugiej Białorusi”. Dla przywódców PiS to także nie jest usprawiedliwienie. Jarosław Kaczyński wielokrotnie tłumaczył swoim współpracownikom, że każda próba naprawy Polski będzie się wiązała z próbami izolowania kraju i budowania zagranicznej presji. I że trzeba ten okres po prostu przetrzymać. Mówi to także w bieżącym wywiadzie dla „Sieci”. Podmiotowość w relacjach międzynarodowych jest bowiem nie tylko wartością samą w sobie, lecz także warunkiem koniecznym rozwoju kraju. Uznanie, że zagranica ma prawo weta, kończy się korkociągiem śmierci, rezygnacją z kolejnych szans, oznacza utrwalanie peryferyjnej pozycji Polski. Paromiesięczny, a nawet paroletni okres gorszych relacji z innymi krajami to cena, jaką warto zapłacić.

Weta prezydenta uważane są w kierownictwie PiS za wielki błąd polityczny, za dowód braku doświadczenia politycznego głowy państwa. – Ogłaszając swój warunek 3/5 jeszcze w trakcie prac sejmowych, Andrzej Duda złamał fundamentalną zasadę polityki: dał przeciwnikowi nadzieję na zwycięstwo, dał mu tlen – mówi mój kolejny rozmówca z PiS. Inaczej mówiąc: obóz III RP uwierzył w tamtym momencie, że może zwyciężyć, najpierw w tej bitwie, a później w całej wojnie. A tej nadziei już im brakowało po załamaniu się pierwszej fali rzeczywiście relatywnie dużych demonstracji KOD i po fiasku próby wykreowania chaosu wokół ustawy budżetowej.

W szerszym planie pojawiają się obawy o zmarnowanie wielkiej, dziejowej wręcz szansy. Kierownictwo PiS opisuje sytuację następująco: wskaźniki społeczne i gospodarcze są doskonałe, mamy sukcesy międzynarodowe, w tym wizytę Donalda Trumpa. I w takiej sytuacji Andrzej Duda decyduje się na akcję, która może zablokować drogę do kolejnych sukcesów, która wszystko może wysadzić w powietrze. Co gorsza, zagrożenie tym razem wyszło z obozu IV RP, z własnych szeregów. I nie bardzo wiadomo, jaki jest głębszy cel tego wszystkiego. Prezydent ma bowiem podejmować działania politycznie dwuznaczne, zarzuca mu się np. werbowanie młodych posłów PiS z niezłymi wynikami wyborczymi jako pełnomocników ds. referendum konstytucyjnego, co liderzy PiS jednoznacznie odczytują jako możliwy zaczyn jakiegoś rodzaju struktury poziomej, rozbijanie obozu. Zauważane są także bardzo silne zabiegi prezydenta o wciągnięcie „Solidarności” w swoje akcje polityczne. Do tego dochodzą zmiany w otoczeniu prezydenta odczytywane jako wypychanie lub degradowanie ludzi choćby podejrzewanych o lojalność wobec PiS.

Uważnie analizowane są wypowiedzi prezydenckiego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego.  (...)Łapiński nas wręcz nienawidzi, a przecież dostał od nas sto szans. Dostawał kolejne, nawet wówczas gdy poprzednie odrzucał lub porzucał – słyszę od bardzo ważnego polityka PiS. (...)

Co więc, według PiS, jest politycznym celem Andrzeja Dudy? Możliwość skutecznego kandydowania bez względu na zgodę partii rządzącej, a nawet wbrew niej. Taka taktyka jest odczytywana przez kierownictwo obozu jako skrajnie wręcz egoistyczna, grożąca klęską, destrukcyjnam (...). To Andrzejowi Dudzie przypisuje się odpowiedzialność za nie najlepsze relacje z prezesem PiS. Do pierwszych zgrzytów doszło jeszcze w czasie kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy, wypowiedziane niespełna tydzień przed drugą turą – „Panie prezesie, ja się pana nie boję” – było dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką (... )Jarosława Kaczyńskiego irytowało także pomijanie jego roli w doprowadzeniu do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy, eksponujące w zamian wątki mesjanistyczne. (...)
    
 Przełomem we wzajemnych relacjach był jednak 10 kwietnia 2016 r., gdy bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim prezydent wygłosił przemówienie zawierające apel o wzajemne wybaczenie. Prezes PiS odpowiedział wówczas, że „wybaczenie jest potrzebne, ale po wymierzeniu kary”. Po tym zdarzeniu Kaczyński uznał, że najsensowniejszą odpowiedzią na ambicjonalną postawę prezydenta będzie ograniczenie kontaktów z nim do minimum.

Z perspektywy kierownictwa PiS sprawy nie wyglądają więc dobrze. – Oni po prostu odjechali! Co ważne, odjechali teraz, gdy jest szansa na prawdziwą niepodległość, gdy mamy tyle sukcesów. I teraz wszystko próbuje się rozwalić. Ręce opadają! – tak oceniana jest postawa głowy państwa przez liderów PiS. Definiują sytuację następująco: trzeba szybko rozstrzygnąć dylemat – albo prezydent jest z PiS i obóz idzie dalej, albo doszliśmy do granicy tego, co możliwe w tej konstelacji. W tym drugim wypadku do końca kadencji rząd nie będzie podejmował wielkich reform, i skupi się na dobrym zarządzaniu oraz budowaniu poparcia. Wówczas jednak historyczna odpowiedzialność za to zaniechanie spadnie na głowę państwa.” (Podkr.-JRN). Uważam  oceny zachowań prezydenta Dudy, przedstawione w artykule   red. .,Jacka Karnowskiego za całkowicie przekonywujące. Karnowski stwierdza, że swego rodzaju „przełomem” negatywnym w stosunkach Duda -Kaczyński był niczym nieuzasadniony apel prezydenta A. Dudy z 10 kwietnia 2016 r. o wzajemnie przebaczanie, natychmiast jeszcze tego samego dnia ostro skontrowany przez prezesa PiS-u. Przypomnę, że na tym blogu wielokrotnie ostro krytykowałem ten apel pana Dudy jako niesamowitą „głupość”}
 Bo, cóż  u licha mają nam wybaczać SLD, PO, Nowoczesna, KOD  tak bardzo winne degradacji  III RP ?

M. Karnowski „Żadna zmiana konstytucji nie jest dziś możliwa. Prezydencka propozycja w sprawie KRS to kolejne stracone miesiące”
  
Redaktor Michał Karnowski  dał jak dotąd chyba najciekawszy i najbardziej przekonywujący  komentarz do przedstawionych dziś propozycji prezydenta Andrzeja Dudy  w sprawie ustaw o sądownictwie: „(...)  W takim napięciu oczekiwano na zapowiedziany po niefortunnych prezydenckich wetach ruch prezydenta czyli prezydenckie projekty ustaw. Niestety, to, co prezydent zaproponował, budzi po analizie duże wątpliwości. Chciałbym się mylić, ale odnoszę wrażenie iż prezydent zgubił z oczu cel zasadniczy jakim jest reforma tego systemu wielkiej niesprawiedliwości jaki dziś mamy i zapomniał, że to sprawa dość pilna. Zamiast tego myśli przede wszystkim kategoriami wizerunkowymi. (Pokr.-JRN).W efekcie otrzymaliśmy propozycje w kilku miejscach sensowne jak pomysł powołania Izby Skargi Nadzwyczajnej, w kilku mniej, ale trudno dopatrzyć się w niej jakiejś innej zasadniczo wizji zmian. To w gruncie rzeczy pewna korekta ustaw pisowskich, która możliwa była do osiągnięcia w ramach poprawek. W tym kontekście dziwi, że prezydent wybrał w lipcu weto a nie uczciwe negocjacje w obozie dobrej zmiany.

Mimo to, byłaby i teraz możliwość osiągnięcia porozumienia. Postawienie jednak przez prezydenta warunku zmiany konstytucji szanse na to niweczy. To jest po prostu niemożliwe!  (...Wydaje się więc, że o ile możliwa jest dość szybka reforma Sądu Najwyższego, to Krajowa Rada Sądownictwa, de facto decydująca o doborze kadr na większość stanowisk, zdolna zatrzymać wszystkie reformy, pozostanie niezmieniona. Sprawę pogarsza jeszcze fakt, że prezydent po raz kolejny zdecydował się na zawężające pole negocjacji ultimatum: albo zmienicie konstytucję, albo tej ustawy nie podpiszę. Wobec tego nie jest możliwe żadne inne rozwiązanie, np. że w wypadku klinczu w Sejmie przy wyborze członków KRS, prawo to przechodzi na Senat.

Obraz mamy zatem taki: czas ucieka, to już półmetek kadencji Sejmu, morze nieszczęść jakie wytwarza patologiczne sądownictwo z każdym miesiącem się zwiększa, a prezydent rzuca na stół nierealną propozycję, której jedynym efektem jest postawienie go (na chwileczkę) w centrum wydarzeń. Naprawdę szkoda.” (Podkr.-JRN). (Cyt. za: „w Polityce.pl z25 września 2017 r.)
     
K. Feusette :Duda zachowuje się jak młodociany gracz

Z  ostrym  krytycznym komentarzem wobec propozycji A. Dudy wystąpił znany publicysta   w Sieci” Krzysztof Feusette. Pisał na blogu : „Nie sposób nie dostrzec, że w kwestii ustaw sądowych zachowuje się Andrzej Duda, jak junior, który wbiega na boisko z łopatką podczas meczu Ligi Mistrzów, a potem dziwi się, że mama dała klapsa. W polityce trzeba cierpliwości, jego doradcy zaś cierpią na medialne ADHD. Za szybko, za naiwnie, za strachliwie – panowie. (...) (Podkr.-JRN).  Życzę więcej zimnej krwi, szanowny panie Prezydencie. I zmartwychwstania odwagi”.. (Cyt za : w Polityce .pl z 25  września 2017 r.)

Podpisuję się oburącz pod obu wpisami. I dodam ze swojej strony krótkie  uogólnienie : „Cóż. Jak coś zrobi butny Duda, to na pewno się nie uda!”

Kolejny odcinek serialu z najbardziej pazerną katoliczką świata: Hanną Gronkiewicz -Waltz.

 Urząd skarbowy  ukarał wreszcie  pazerną prezydent Warszawy za  konsekwentne sabotowaniem obrad nadzwyczajnej komisji sejmowej w sprawie reprywatyzacji.  Z konta Waltzowej ściągnięto w końcu niewielką dla tej bogaczki sumę 12 tys. zł grzywny. Rozjuszona nawet tak maleńka karą Waltzowa butnie zadeklarowała, że skarb państwa będzie musiał jej później zwrócić zabrane pieniądze z odsetkami. Nie  rozumiem dlaczego tak długo ceregielą się z tym odrażającym babskiem? Czy już teraz nie ma dość dowodów, żeby ją wreszcie zapuszkować do   więzienia i to na długo ?