))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

wtorek, 2 sierpnia 2016

Naród samobójców

(Fragment z przygotowywanych do druku we wrześniu 2016 r. moich pamiętników „Wichry życia”)

Podczas pobytu w Budapeszcie w 1971 roku, przy kolacji u jednego z pisarzy, poznałem arcyciekawą postać polityczną – Gábora Táncosa. Był on sekretarzem forum niezwykle krytycznych dyskusji – Klubu Petöfiego, działającego w pierwszych miesiącach 1956 r. Dyskusje w Klubie, z udziałem kilku tysięcy osób, toczyły się w rozgrzanej do czerwoności atmosferze. W atakach nie oszczędzano żadnych „wielkości” partii komunistycznej; radykalizm wystąpień przebijał wielokrotnie późniejsze polskie dyskusje Krzywego Koła. Dyskutanci wykorzystywali powszechny zamęt w kręgach partyjnych po antystalinowskim, tajnym referacie Chruszczowa na XX Zjeździe. Swego rodzaju kulminacją dyskusji Klubu Petofiego było wystąpienie wdowy po zamordowanym przywódcy partyjnym László Rajku – Julii. Wystąpiła ona z bezpośrednim, niezwykle ostrym atakiem na przywódcę partii komunistycznej – „Krwawego Macieja” – Mátyása Rákosiego, jako sprawcę mordu na jej mężu. Táncos był jednym z głównych organizatorów tych wielkich rozliczeniowych spotkań, za co dostał później 15 lat więzienia za rządów Kádára. W lipcu 1956 r., Rákosi, wykorzystując powszechny strach w obozie komunistycznym po powstaniu poznańskim , słynnym krwawym czwartku 24 czerwca 1956 r., rozwiązał Klub Petofiego.
Dyskutowaliśmy z Táncosem bez przerwy przez sześć godzin do północy. Sypał jak z rękawa niezwykle ciekawymi faktami o kulisach przed i po węgierskim Październiku. Niestety, około północy moja żona miała już szczerze dość naszych węgierskich dyskusji, na których czułą się jak na tureckim kazaniu i zaczęła naciskać na jak najszybszy powrót do domu. Cóż było robić, przerwaliśmy fantastyczną podróż w czasie do węgierskiego powstania. Umówiliśmy się jednak, że w lecie przyjedzie do Polski i zatrzyma się w Gdańsku na tydzień lub dwa w domu mojej matki i tam spiszemy jego wspomnienia. Ogromnie się cieszyłem z tak wielkiej szansy uzyskania relacji jednego z czołowych świadków wydarzeń z najnowszej węgierskiej historii. Wszystko to, niestety, prysło jak bańka mydlana. Nie minął nawet miesiąc od mego powrotu do Polski, gdy dostałem wieść od węgierskich przyjaciół, że Gábor Táncos popełnił samobójstwo. Było to dla mnie tym większym szokiem, że w trakcie naszej nocnej dyskusji Táncos tryskał energią i nie widać było u niego śladu depresji. Były to jednak, niestety, tylko pozory. Táncosa wykończyło więzienie i oczekiwanie na wyrok, który mógł być w owych czasach karą śmierci (kadarowcy nie patyczkowali się z przeciwnikami reżimu), rozpadem małżeństwa w czasie uwięzienia Táncosa, szykanami po zwolnieniu z więzienia. Wtedy po raz pierwszy poznałem, jak wielkim przekleństwem Węgrów są samobójstwa. Mało kto wie w Polsce, że Węgrzy przodują w świecie w samobójstwach (obok Japończyków i Szwedów). Wielokrotnie wyliczano mi przykłady słynnych węgierskich samobójstw z dziesięcioleci po 1956 r. Samobójstwo popełnił największy węgierski aktor Zoltán Latinovics, piętnowany za antyreżimowy nonkonformizm. mając dość klikowych stosunków w węgierskim teatrze. Wszystko zaplanował na zimno, zostawił list pożegnalny i pojechał nad Balaton, do miejscowości, gdzie kilkadziesiąt lat przedtem rzucił się pod pociąg jeden z największych poetów węgierskich József Atilla. Podobnie jak on, rzucił się pod pociąg. Samobójstwo popełnił węgierski urzędujący minister kultury Miklos Nagy, nie wytrzymując napięć z wiązanych z pełnionym przez niego stanowiskiem – strzelił sobie w głowę. Samobójstwo popełniła 17-letnia węgierska miss piękności Csilla Andrea Molnar.

Najsłynniejsze chyba było samobójstwo premiera Węgier Pála Telekiego, wielkiego przyjaciela Polaków, w kwietniu 1941 r. Nie godząc się na wspólny Niemcami nazistowskimi udział w napaści na Jugosławię, z którą wcześniej zwarł traktat o wieczystej przyjaźni, Teleki w czasie ciężkiej, bezsennej nocy strzelił sobie w głowę z pistoletu. Zostawił za sobą dramatyczny list pożegnalny. Co ciekawsze, samobójstwo popełnił także dziadek Pála Telekiego László Teleki, przywódca antyhabsburskiej opozycji niepodległościowej. Postawiony on był przed dylematem – stanąć do ostrej walki przeciw Habsburgom, jak powszechnie oczekiwano od niego, czy dotrzymać danego wcześniej cesarzowi Austrii słowa o wstrzymaniu się od aktywnej opozycji. Samobójstwo popełnił również, nazwany „największym z Węgrów” hrabia István Széchenyi, czołowy przedstawiciel nurtu pracy organicznej, założyciel Węgierskiej Akademii Nauk.

Dodajmy tu, że nie tylko Węgrzy przodują w samobójstwach w kraju i na świecie. Także ludzie z węgierskich mniejszości narodowych w krajach ościennych popełniają samobójstwa dużo częściej, niż ich współobywatele z Czech, Rumunii czy Jugosławii. Łatwości samobójstw na Węgrzech wyraźnie sprzyja ich idealizacja, nazwanie samobójstwa „szép halál” (piękna śmierć). Liczne węgierskie ksiązki beletrystyczne kończą się opisem samobójstwa jako ostatecznego wyjścia. Rzecz szczególna, gdy Węgier nie widzi szansy dla siebie, ma dość walenia głową w mur, wyciąga z tego skrajne konsekwencje: wiesza się, topi, strzela sobie w głowę, etc. Porównywałem nieraz Węgrów i Polaków, zastanawiając się, dlaczego u nas samobójstw jest proporcjonalnie o wiele mniej, niż u Madziarów. Doszedłem do dość specyficznych konkluzji. Na pewno decydującą role odgrywa u nas siła polskiego katolicyzmu, o wiele prężniejszego, niż na Węgrzech. A katolicyzm bardzo ostro potępia samobójstwa. Są jednak, moim zdaniem, dwa bardziej trywialne powody: polska groteska i wódka. Polacy mają, jako naród, o wiele więcej humoru niż Węgrzy, częstokroć nawet wisielczego humoru. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić inny naród, który byłoby stać na taką falę konspiracyjnego humoru, tak jak Polaków nawet w najbardziej mrocznych, beznadziejnych czasach nazistowskiej okupacji. Do tego dochodzi siła polskiej groteski, to, że potrafimy tak mocno się śmiać z samych siebie, aż do granic masochizmu. Do tego dochodzi polska wódka. Skrajnie zrozpaczony Polak upija się bez reszty i nie ma wtedy sił do radykalnego skończenia ze sobą. Węgier odwrotnie, po kolejnych porcjach węgierskiego wina, wpada w coraz większą melancholię, staje się coraz smutniejszy i nostalgiczny, A rozpamiętywanie złych przeżyć popycha go do najgorszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz