))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

czwartek, 16 czerwca 2016

Wydobyte w mojego archiwum (I)


(Garść przypadków groteskowych i dramatycznych na przemian)

 Historia ostatnich kilku dziesięcioleci obfitowała w wiele przypadków dość niebywałych, czasem  bardzo zabawnych, czasem żałosno smutnawych .Warto wydobyć je z zapomnienia.


 Trzy story o cwaniactwie Adama Michnika

     Stary eurołgarz Adam Michnik był przez dziesięciolecia mistrzem  pochlebstw i krętackich pomysłów, które miały służyć  jego celom. Oto kilka jakże wymownych  przykładów. Danuta Wałęsowa tak zwierzała się red. Piotrowi Adamowiczowi z „Rzeczpospolitej” z 27-28 września 2003 na temat  lizusowskich metod przymilania się Michnika.: „Wiele osób przychodziło na Polanki i do P{pałacu Prezydenckiego, jak widziało jakieś korzyści. Nigdy nie miałam złudzeń co do tych ludzi. Wiedziałam, że jest to mały kaliber ludzi, którzy jak trzeba będzie przyjdą i nawet klękną przez Wałęsą.
- A kto klękał przed Wałęsą?
 - Na przykład Adam Michnik.
- Adam Michnik?
- Po powstaniu „Solidarności” wraz z częścią grupy „korowskiej” krytykował męża. Po stanie wojennym jak wyszedł z więzienia, przyjechał na Zaspę. Pamiętam jak klęczał. Dosłownie! I mówił „Wodzu! Miałeś rację! Wszystko, co przewidywałeś, w 100 procentach się sprawdziło” A później robił, to co robił”.

   Dzięki informacjom „Gazety Wyborczej”. w końcu dowiedzieliśmy, ze  to wcale nie Lech Wałęsa sam z siebie  wpadł na niebywale bzdurny pomysł ubiegania się o zostanie prezydentem zjednoczonej Europy. Pomysł ten podsunął mu Adam Michnik już w 1990 roku. Chciał wówczas skusić Wałęsę mirażem europejskiej prezydentury, aby tym łatwiej go zniechęcić do rywalizowania z T. Mazowieckim i kandydowania na prezydenta Polski. Tak wspominał o tym sam Mazowiecki w kontekście rozmów prowadzonych z Wałęsą w 1990 r.: „Adam Michnik klęknął przed Wałęsą: „Lechu, nie śpiesz się, będziesz prezydentem Europy, po co ci prezydentura Polski? I długo mu tłumaczył, że powinien siebie zachować na prezydenta Europy. Milczałem”. (Wg. wywiadu udzielonego Teresie Torańskiej przez Tadeusza Mazowieckiego :Na początku jest pustka, „Gazeta Wyborcza” z 18-19 września  2004 r.)

  Każdy chyba pamięta jak mocno  nagonka „Gazety Wyborczej”, kierowanej przez A. Michnika, przyczyniła się do psychicznego i fizycznego zniszczenia ks. prałata Henryka Jankowskiego w latach 90-tych. Dużo mniej się pamięta za to, jak mocno, A. Michnik w latach 80-tych zabiegał o fawory księdza Jankowskiego. Miał ku temu liczne powody. Najważniejszym było to, że .u ks. Jankowskiego na słynnych kolacjach opozycja mogła się spotykać z najwybitniejszymi przedstawicielami Zachodu, przybywającymi do Polski (premier M. Thatcher, młody Kennedy ,etc.). Zachowały się  dowody niebywałego lizusostwa Michnika wobec ks. Jankowskiego wobec  Wałęsy, choćby dedykacje Michnika na książkach wręczanych księdzu.. W połowie lat 90-tych na jednym z moich wykładów w kościele św. Brygidy zebrało się około 300 osób, w tym  córka gen. Fieldorfa, słynny reformator partyjny T. Fiszbach. W pewnym momencie pokazałem zebranym darowaną ks. Jankowskiemu książkę Adama Michnika: „Szanse polskiej demokracji”. Była opatrzona arcyciekawą  dedykacją Michnika: „Kochanemu ks. Henrykowi Jankowskiemu, mojemu  Przyjacielowi i Mentorowi, z pogańską pokorą Adam Michnik, maj 1988 r. Gdańsk. Przeczytałem 300 zebranym  tę dedykacją  i natychmiast ja skomentowałem, zwracając się do ks. Jankowskiego: „Patrz Henryku ,Michnik nazwał Cię Mentorem, czyli wychowawcą. Aleś ty tego Michnika wychował!” Sala wybuchła śmiechem. Przy okazji warto dodać, że ateista Michnik w latach 8o-tych dał ochrzcić swego synka Antosia ks. Jankowskiemu. Ojcem chrzestnym był Lech Wałęsa.
   
    Jak Wałęsa zgłupiał, chcąc kupić bombę atomową

  Znany publicysta Witold Bereś, przez lata związany z ‘Tygodnikiem Powszechny”, a później z „Gazetą Wyborczą” opowiedział kiedyś niesamowitą historię o Lechu Wałęsie, relacjonując:: „(…) Pamiętam, że Lech Wałęsa powiedział mi, że chce zdobyć bombę atomową z Ukrainy,. Jako prezydent  planował,,  przy pomocy służb specjalnych ukraść, kupić, porwać bombę atomową. Nie był to zbyt mądry pomysł delikatnie mówiąc (…)”. (Por. W. Bereś: Chcę zdobyć Amerykę książkami o Polakach, „Polska the Times” 9 maja 2016 r.)

    Jak „zrobiono w konia” ministra Tadeusza Syryjczyka
  
Tadeusz Syryjczyk niewątpliwie należał do najgorszych ministrów w rządzie  Tadeusza Mazowieckiego. Był jednym z największych szkodników doby transformacji po 1989 r, mocno przyczyniając się do destrukcji polskiego przemysłu Często padał ofiarą złośliwych żartów. Jeden z nich opisała Małgorzata Subotic w tekście: Komu premier cała całusa, „Rzeczpospolita” z 31 sierpnia 1993 r.: „Na placu boju przed domem kultury pozostał doradca premiera Tadeusz Syryjczyk. – „Czy jest pan za tym, by  usunąć z rządu aferzystów i i ludzi skorumpowanych?-„Oczywiście- odpowiedział energicznie minister Syryjczyk, zdziwiony trochę, że dostał łatwe pytanie.- To dlaczego jest pan w rządzie? Takiego faula  minister się nie spodziewał”.

              O Tusku
    
Ciekawe, że po kaszubsku słowo Tusk oznacza kundla. Po chorwacku podobno słowo to oznacza „utrapienie”. Zamiłowanym w astrologii dodam, że Tusk urodził się 22  kwietnia, tj. tego samego dnia, co Włodzimierz Uljanow Lenin. W przeciwieństwie do jakże dynamicznego w swym ludobójczym okrucieństwie przywódcy bolszewików Tusk odznacza się niebywałym lenistwem. W wywiadzie udzielonym w 1991 r. zwierzał się : „Tak w ogóle to lubię poleniuchować, nie mam manii prześladowczej, że ciągle muszę coś robić. Na przykład lubię leżeć w łóżku i patrzeć bezmyślnie w sufit”. (Cyt. za: R. Kalukin w ‘Gazecie Wyborczej” z 15-16 października 2005 ).Szkoda tylko, że także teraz Tusk wciąż epatuje swoim „bezmyślnym leniuchowaniem” w Unii Europejskiej, na szkodę obrazu Polski, która wydała na świata takiego lenia. Warto przypomnieć również  zbyt mało spopularyzowane jakże szczere wyznanie żony Tuska o swoim mężu: „On bywa mendowaty. Chodzi i mendzi”.( Z jej wywiadu w „Tygodniku Solidarność” z 17 kwietnia  1992 r.)

  Jak barczysty Murzyn zgwałcił „postępowego” polskiego dyplomatę

  Wydawca moich pierwszych książek  Alicja Tejchma, szefowa serii „Omega” w "Wiedzy Powszechnej" żona słynnego liberała w Biurze Politycznym KC PZPR Józefa Tejchmy ,była osobą ogromnie bezpośrednią, nacechowaną żywiołowym wręcz humorem. Kiedyś nader barwnie opisała mi historię   ówczesnego dyrektora PISM , profesora N. Okazało się, że kiedyś przez swą lekkomyślność przeżył on bardzo ciężką chwilę, będąc zastępcą ambasadora PRL w Waszyngtonie. Pewnego dnia postanowił udać się na zwiedzanie murzyńskiej dzielnicy Harlemu. Na próżno usilnie go przestrzegano przed takim  krokiem, mówiąc o ryzyku takiej wizyty. „Postępowiec’ N. uznał te ostrzeżenia za  rasistowskie mrzonki i  energicznie ruszył na zwiedzanie Harlemu.  Sam był dość wysoki i barczystym. Wyraźnie spodobał się równie wysokiemu i barczystemu Murzynowi, który błyskawicznie zgwałcił go na rogu ulicy. Sprawa była smutna, ale jeszcze się smutniejszą stała się dla dyplomaty N. w konsekwencji jego następnych nieprzemyślanych działań. Pomimo ostrzeżeń kolegów postanowił wyrównać sobie finansowo straty moralne wynikłe ze zgwałcenia i zwrócił się ze skargą do Departamentu Stanu,. domagając się  10 tysięcy dolarów odszkodowania. I to okazało się prawdziwą katastrofą dla amerykańskiego wizerunku naszego dyplomaty,. O sprawie natychmiast dowiedzieli się wszyscy dyplomaci z korpusu dyplomatycznego. Powszechnie dworowano sobie z N., że „ochoczo dał d. Murzynowi i jeszcze domagał się zapłaty”.

  Wracając  do Alicji Tejchmowej.. Była to przemiła osoba i zupełnie nietypowa jak na żonę bardzo wysokiego dygnitarza partyjnego. Kiedyś  opowiadała mi z dużym przerażeniem w oczach o tym, co zrobiła,  potencjalnie bardzo groźnego dla kariery jej męża. Okazało się, że w wydawnictwie „Wiedza  Powszechna” bawił z wizytą jakiś wysoki rangą Rosjanin z sowieckich kręgów  wydawniczych. Podejmowała go Alicja. W pewnym momencie wpadła  na dość szczególny fantazyjny pomysł.. Mocno zapiła się wraz z rosyjskim gościem i razem z koleżanką zabrały go na Powązki. A potem kazały mu stawiać i zapalać świeczki na grobach z przeprosinami za Katyń. Po otrzeźwieniu Ala przeżywała straszne chwile strachu, że Rosjanin doniesie na nią i tym samym zniszczy karierę jej męża. Na szczęście obawy te okazały się bezzasadne. (Fragmenty z przygotowywanego do druku mego pamiętnika ‘Wichry życia”.)

 Leniwy flegmatyk Mirek B. I Janusz Korwin- Mikke

   Wśród znajomych z akademika na Kickiego miałem  niemało zabawnych osób,  czasem wręcz groteskowych.  Należał do nich m.in. strasznie leniwy i flegmatyczny student filologii klasycznej Mirek B. Po latach opowiadał mi swoją dość szczególną „przygodę” z czasu, gdy wykładał łacinę  studentkom na Akademii Medycznej w Gdańsku. Okazało się że  usnął w czasie własnego wykładu, prowadzonego na stojąco. Dotąd nie wiem, jak mu się udał taki wyczyn. Na początku lat osiemdziesiątych Mirek wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Przyjechał dopiero w 1989 r. i odwiedził mnie w moim mieszkaniu na  Belwederskiej. Był niebywale rozczarowany swym pobytem w USA.  Jako straszny leniwiec  narzekał wciąż, na to, że Amerykanie ciągle tylko harują i harują, a na dodatek wciąż głoszą kult pieniądza..  Nagle wpadł do nas w gościnę  niezapowiedzianą Janusz Korwin Mike. Mieszkał bardzo blisko na Stępińskiej,  z jakąś panią ,której pieska wciąż wyprowadzał na spacery. Kiedyż wpadł do nas z tym  pieskiem i spowodował katastrofę. Piesek niespostrzeżenie wpadł do kuchni i pożarł cały  ogromnawy tort imieninowy Przerażony Korwin - Mikke natychmiast wyprowadził pieska na trawnik i długo usilnie zmuszał go do zwymiotowania, bojąc się, że wielki tort zaszkodzi ulubieńcowi jego Pani. W każdym razie sąsiedztwo Korwina – Mikke było bardzo miłe i zabawne.

     Niespodziewane wpadniecie Korwina do nas w czasie wizyty Mirka doprowadziło do niebywale  zajadłej kłótni. Mirek  z obrzydzeniem piętnował amerykański kult pieniądza, a Korwin Mikke, zgodnie ze swym zwyczajem  określał pieniądz jako najlepsze remedium na wszystko Obaj  panowie kłócili się zażarcie przez parę godzin, a ich spór  wywoływał u mnie i żony niebywały chichot, wręcz pokładaliśmy się ze śmiechu,. W końcu mocno rozjuszony sporem Mirek, któremu wyraźnie brakowało argumentów wobec błyskotliwego Korwina ,przerwał kłótnię, mówiąc, ze musi natychmiast jechać do teatru Ateneum na Jaracza  na godz. 19-tą .- Korwin na to: „Jak dobrze się składa, bo ja też jadę do tego samego teatru na 19-tą. Podwiozę Pana’. Mirek jednak szorstko odrzucił ofertę, nie chcąc już ani minuty dłużej spędzić z Korwinem. Gorzko popamiętał ten swój spór z Korwinem i rozwścieczony na mnie jako świadka sporu  już nigdy nie odezwał się do mnie przez 27 lat. Biedaczyna!  (Fragment z „Wichrów życia).

   Jak profesor S. Kurowski bronił się przez zarzutami antysemityzmu.

   Ogromnie lubiłem ekonomistę profesora Stefana Kurowskiego Był moim prawdziwie wielkim przyjacielem. Kurowski był jedynym  opozycyjnym ekonomistą w latach sześćdziesiątych, a po 1989 r. faktycznie  największym  polskim ekonomista, chociaż strasznie marginalizowanym, bo od początku nieubłaganie zwalczał plan Sorosa- Sachsa –Balcerowicza. Prof. Kurowski zdecydowanie poparł partię Jarosława Kaczyńskiego „Porozumienie Centrum” i pewien czas był jednym z członków jej najwyższego gremium- Rady Naczelnej, wybranym jedną z największych ilości głosów. Miał bardzo duże poczucie humoru. Kiedyś opowiedział mi bardzo zabawne zdarzenie, jakie przytrafiło mu się na posiedzeniu Rady. W czasie jakiejś dyskusji powiedział, że „w tym :Międzynarodowym Funduszu Walutowym jest wielu facetów o egzotycznej urodzie”.- „To antysemityzm”- wykrzyknął zdenerwowany prezes PC. J. Kaczyński. – Jaki antysemityzm?- odparł Kurowski.- Tam jest wielu Hindusów!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz